Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie usłyszałem. Jak to do Kanady? Nagle chce udawać przykładnego tatusia podczas gdy całe życie się mną nie interesował? Spłodził i na tym skończyła się jego rola.
Przecież ja nawet nie znałem tego człowieka, nigdy nie powiedziałem do niego "tato", to słowo zawsze było dla mnie obce, on zawsze był dla mnie obcy.
Dlaczego nagle teraz chce nawiązać ze mną lepsze relacje?
-Gdzie?! - otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia
mama westchnęła cicho
-Do Kanady Louis - wymamrotała cicho
Odwróciłem wzrok wpatrując się w stolik umieszczony przed skórzanymi kanapami który nagle stał się bardzo interesującym obiektem.
Ja pierdole
-Po co? - w głowie aż roiło mi się od wszelakiego rodzaju pytań ale zdecydowałem się akurat na to
-Nie wiem - wzruszyła ramionami -Jego prawnicy powiedzieli mi jedynie że złożył papiery umożliwiające legalne zabranie Cię do Kanady
-Na.. stałe? - mój głos załamał się przy ostatnim słowie.
-Oczywiście że nie. - mama zerknęła na mnie i uśmiechnęła się ciepło -Ale nic nie mówili o tym na jak długo, wiemy napewno że nie na stałe. Zresztą on nie jest na tyle dojrzały żeby zająć się wychowaniem nastolatka. Sam jeszcze do końca nie dorosnął - wywróciła oczami na co ja zaśmiałem się cicho.
Ulżyło mi jednak kiedy okazało się że to nie na stałe. Nowy Jork był moim domem nie Kanada, nie wyobrażam sobie mieszkać w Kanadzie. Z daleka od przyjaciół.. Od mamy.
Mama była jaka była, czyli wiecznie zapracowana ale kiedy już znajdywała swój cenny czas dla jedynego syna poświęcała mi go w stu procentach co czasem mnie trochę przytłaczało.
Po rozmowie z mamą, miałem zamiar wrócić z powrotem do klasy tak jak mówiła Grace. Szedłem schodami w dół myśląc nad tym całym wyjazdem do Kanady, kiedy znajomy obraz mignął mi przed oczami.
Obraz wysokiego bruneta z burzą loków na głowie.
Tak, to musiał być on.
Zszedłem po schodach, cały czas obserwując chłopaka. Serce zaczęło mi bić mocniej. Minęły trzy tygodnie.Wrócił?
-Harry? - bardziej zapytałem niż stwierdziłem. Stałem kilka metrów od tyłem odwróconego do mnie chłopaka.
Odwrócił się w moją stronę, szukając tego kto go wołał. To był Harry. Wrócił.
Kiedy odwrócił się w moją stronę wyglądał na spiętego, ale gdy jego zielone oczy zatrzymały się na moich rysy jego twarzy złagodniały.
Bez chwili zastanowienia natychmiast rzuciłem się w jego stronę i objąłem go. Martwiłem się o niego, szczególnie gdy wiedziałem do czego zdolny jest jego ojciec, ale nadal nie dawało mi spokoju pytanie dlaczego zabrał Harry'ego.
Harry po chwili, niechętnie, lekko mnie objął. Wyczułem że zachowuje dystans, odsunąłem się aby spojrzeć na niego i wtedy dostrzegłem to czego wcześniej nie zauważyłem.
Kilka metrów za chłopakiem stał mężczyzna ubrany w czarny garnitur bacznie obserwujący każdy nasz ruch. Spojrzałem w lewo i tam też stał dokładnie tak samo ubrany mężczyzna. Spojrzałem na Harry'ego marszcząc brwi, cały czas mi się przyglądał. W jego oczach było coś dziwnego jak by bał się cokolwiek zrobić.
Kim do chuja są Ci mężczyźni?!
HARRY'S POV
-Harry?
Ledwo co wszedłem do szkoły i już ktoś zauważył moją obecność, specjalnie chciałem przyjechać w trakcie lekcji żeby pozostać niezauważonym, jednak chyba nie było mi to dane.
Spojrzałem przez ramię aby zidentyfikować osobę która mnie wołała
Louis. Był ostatnią osobą którą spodziewałem się tam zobaczyć.
Uniosłem lekko kąciki ust, zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć szatyn obejmował mnie już swoimi ramionami. Nie wiedziałem jak zareagować. Byłem w potrzasku. Z jednej strony chciałem tak samo go przytulić a z drugiej nie mogłem tego zrobić.
Tak długo go nie widziałem, spędziłem tyle bezsennych nocy myśląc nad tym co mu powiem, myśląc o nim. I właśnie podczas takiej bezsennej nocy dotarło do mnie coś ważnego. Louis mi się podobał, naprawdę mi się podobał. A w tych myślach utwierdziło mnie jedynie moje serce które biło dwa razy mocniej kiedy zobaczyłem go w holu. Jedyne co wtedy chciałem zrobić to przytulić go tak samo jak zrobił to on, by móc znów poczuć jego zapach. Zapach za którym tęskniłem. Ale nie mogłem ryzykować, nie tylko ze względu na siebie ale też na Louisa. Byłem ruchomym celem, wystarczył jeden fałszywy ruch i wróciłbym tam skąd przyszedłem, tyle że tym razem skończyłoby się to gorzej.
Louis spojrzał ponad moim ramieniem na jednego z ochroniarzy zatrudnionych przez ojca.
Nie wiem ile będą za mną musieli chodzić ale zaczynali mnie już serio wkurwiać, mimo że siedzą mi na dupie dopiero kilkanaście minut.
Widziałem w jego oczach zdezorientowanie, czekałem cierpliwie aż na mnie spojrzy. Kiedy w końcu jego oczy spotkały się z moimi, pokręciłem ledwo zauważalnie głową, modląc się w duchu żeby Louis to zauważył. Chłopak rozchylił usta ale naszczęście zauważył i wycofał swoje zamiary.
-Chodź - kiwnąłem głową w prawo po czym odwróciłem się w tym kierunku ale mój zapał ostygł kiedy zobaczyłem mężczyznę tam stojącego. Odwróciłem się w lewo i dostrzegłem tam drugiego.
To wyglądało jak by obserwowali każdy mój ruch. Nie, poprawka, oni obserwowali każdy mój ruch. Ale wolę to niż siedzieć całymi dniami sam w domu.
Odwróciłem się więc w stronę z której przyszedł Louis. Chłopak przyglądał mi się z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy. Pociągnąłem go lekko za rękaw i ruszyłem jako pierwszy. Louis już po chwili dotrzymywał mi kroku. Sam nie wiedziałem gdzie do końca chcę iść. Najlepiej jak najdalej od tych marionetek ojca. Zerknąłem szybko przez ramię i dostrzegłem dwie postacie idące za nami.
Jaja se kurwa robicie?
Zatrzymałem się nagle a Louis zrobił to samo
-To nie ma sensu - wymamrotałem pod nosem, przeczesując palcami włosy. Stanąłem na wprost Louisa tak aby nie widział tych tak zwanych ochroniarzy. Mimo że na niego nie patrzyłem doskonale wiedziałem że mi się przygląda.
-Harry? - chwycił mój nadgarstek ale delikatnie wyswobodziłem rękę z jego uścisku. Chłopak zmarszczył brwi -Dlaczego się nie odzywałeś? Dlaczego nie odbierałeś telefonu? Gdzie Ty do chuja byłeś? - z ust Louisa wylała się fala pytań a ja podniosłem swój wzrok
Skoro pyta o to dlaczego nie odbierałem telefonu to znaczy że próbował się ze mną skontaktować.W takim razie będzie mi o wiele trudniej zrobić to co muszę.
-To nieistotne..
-Nieistotne?! Nie było Cię w szkole trzy tygodnie! Nie odbierałeś telefonu nie dawałeś znaku życia! - Louis wykrzyczał oburzony prosto w moją twarz -Byłem u Ciebie. Wiesz chociaż o tym? - zapytał już trochę spokojniejszy
Był u mnie?
-Tak - skłamałem
Najbardziej bolało mnie to że wreszcie zostało rzucone jakieś światło na nasze relacje a ja miałem je właśnie zgasić. Nie wiedziałem od czego mam zacząć, co powiedzieć. Chciałbym żeby Ci kolesie zniknęli, stanowili największą przeszkodę. Gdyby ich tu nie było to wszystko wyglądałoby inaczej. Mógłbym mu wszystko wytłumaczyć.
-W takim razie czemu nie zadzwoniłeś? Nie wysłałeś sms'a? Czegokolwiek?
Część mnie krzyczała abym tego nie robił, a druga żebym zrobił to co muszę.
Ta druga krzyczała o wiele głośniej.
-Ponieważ nie chciałem - wyprostowałem się i spojrzałem pewnie prosto w niebieskie oczy Louisa -Nie powinno Cię interesować to co się ze mną dzieje - wycelowałem palec wskazujący w stronę chłopaka.
-A co jeśli interesuje? - zmrużył oczy
W moim gardle zaczęła formować się duża gula
-To marnujesz tylko swój czas - wywróciłem teatralnie oczami
Louis zamknął oczy i odetchnął głośno
-Co się z tobą dzieje Harry? - zapytał, kręcąc niedowierzająco głową
Chcę dla Ciebie jak najlepiej, to się dzieje.
-Zostaw mnie w spokoju okej? - bąknąłem -Nie poruszaj tematów na które rozmawialiśmy - wyszeptałem, żeby przypadkiem tych dwóch za mną nie usłyszało.
-Dlaczego czasami jesteś taki.. - urwał na chwilę szukając odpowiednich słów -taki miły i troskliwy i dajesz mi uwierzyć że to prawdziwy Harry a potem robisz się taki.. inny - powiedział zrezygnowany
Nie odpowiedziałem
Nie wiedziałem co odpowiedzieć.
-Wiesz co? Pogubiłem się już. Nie wiem już którego Harry'ego udajesz a którym jesteś - zerknął na mnie, mrużąc oczy
Sam już nie wiem.
-Zostaw mnie, tak będzie najlepiej - powiedziałem pewnie
-Nie chcesz się ze mną.. przyjaźnić? - zapytał cały czas patrząc mi prosto w oczy jakby chciał odnaleźć w nich coś co dałoby mu jeszcze jakąś nadzieję
Nie masz pojęcia jak bardzo chcę.
-Nie chcę.. - zacząłem niepewnie -Udawałem - uśmiechnąłem się najmniej sztucznie jak tylko potrafiłem. Nie miałem powodu do uśmiechu. W tym samym momencie moje serce łamało się na małe kawałki. Nie mogłem nic zrobić.
-Udawałeś? -powtórzył a ja przytaknąłem słabo -Udawałeś to wszystko? - zapytał niedowierzająco
-Tak Louis, chyba nie sądzisz że naprawdę bym Cię pocałował czy coś - zmarszczyłem brwi udając rozbawienie.
Chłopak momentalnie zmarkotniał a ja poczułem jak ktoś wyrywa mi serce z piersi po to aby za chwile je efektownie zdeptać
Pozwoliliśmy aby między nami zapadła cisza, kiedy oboje zatracaliśmy się w swoich myślach.
Zjebałem to. Louisa naprawdę obchodziło to co się ze mną dzieje a ja to zjebałem. Wszystko co powiedziałem było kłamstwem, każde słowo sprawiało mi ból. Ale to dla jego dobra, to po to aby go chronić. Żeby dać mu powód do zostawienia mnie bez żadnych pytań. To było konieczne i zrobiłem to też ze względu na niego, nie wiadomo do czego ojciec mógłby się posunąć następnym razem. Nie mogłem mu po prostu powiedzieć że mam ojca psychola który z nie wiadomo jakich powodów zabronił mi się do niego zbliżać i przetrzymywał mnie w domu tylko dlatego że byłem z nim w klubie.
-Cześć Louis - powiedziałem cicho, nie czekając na odpowiedz wyminąłem go szybko i ruszyłem schodami w górę prosto do swojego pokoju. Nie odwróciłem żeby spojrzeć na niego chociaż przez chwilę, nie wiem czy wytrzymałbym widok zagubionego i zdezorientowanego chłopaka, tego który okazał mi zainteresowanie kiedy go potrzebowałem.
Znajdę sposób żeby pozbyć się wszystkich przeszkód.
Napewno tego tak nie zostawię.
/miesiąc później/
LOUIS'S POV
Siedziałem na skraju łóżka chowając twarz w dłoniach z łokciami podpartymi na kolanach. W mojej głowie aż roiło się od tysiąca myśli. Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie się działo.
-Louis? - usłyszałem głos mamy dobiegający zza drzwi które po chwili zostały otworzone -Jesteś gotowy? - zapytała wchodząc w głąb pomieszczenia
-Nie. - wyszeptałem -A Ty byłabyś gotowa na przeprowadzkę do Kanady? - podniosłem na nią zmęczony wzrok, mama westchnęła cicho po czym usiadła obok mnie, obejmując mnie czule ramieniem
-To nie koniec, coś wymyślimy
Gwałtownie wstałem z miejsca na równe nogi
-To jest koniec! - podniosłem głos -On wygrał! - wrzasnąłem -Nie rozumiesz tego? - zapytałem dużo niższym tonem, widząc zbierające się łzy w oczach mamy. Wzruszyłem ramionami układając usta w cienką linię. Chwyciłem swoje dwie walizki i pociągnąłem je za sobą, wychodząc z pokoju. Skierowałem się w stronę windy, jednak zatrzymałem się na chwilę przy salonie, zlustrowałem go ostatni raz wzrokiem przypominając sobie te wszystkie rzeczy które tu robiłem z przyjaciółmi.
To było naprawdę chujowe uczucie wyprowadzać się do mężczyzny którego się w ogóle nie zna.
Nagle usłyszałem dźwięk oznajmiający, że ktoś jedzie na górę windą. Patrzyłem uważnie na drzwi które po chwili się rozchyliły. Moim oczom ukazał się wysoki zielonooki brunet z burzą loków na głowie. Uśmiechnął się do mnie ciepło kiedy wchodził do eleganckiego penthouse'a. Odwzajemniłem uśmiech i puściłem rączki od walizek.
-Wybierasz się gdzieś beze mnie? - zapytał, podchodząc coraz bliżej
Ujął moją twarz w obie dłonie po czym złożył na moich ustach czuły pocałunek
-Louis? - w moich uszach rozbrzmiał głos przyjaciela
Liam?
-Louis, obudź się - otworzyłem szybko oczy podciągając się na siedzeniu
-Co jest? - zapytałem, pocierając oczy
Chłopak kiwnął głową w kierunku głośników i spojrzał na mnie zadowolony
-Proszę zapiąć pasy, za chwilę wylądujemy w Acapulco - oznajmiła stewardessa
_______
Dzisiaj trochę dłuższy rozdział. Tak jak już kiedyś pisałam, będą one różnych długości. Pewnie się już domyśliliście że wyjazd i
Zachęcam do komentowania :)
ryczę jeju czemuu? :c
OdpowiedzUsuńMi też się podoba ten rozdział i jak fajnie że jest dłuższy ^^ biedny Harry i Lou :(
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :*
@Wiktori1D
Czmu to musi być takie trudne?! Co jest temu durnemu ojcu Harry'ego?! Cudownie piszesz czekam na nexta
OdpowiedzUsuńJezu ojciec Harrego wszystko zepsul... cholera jak smutno mi bylo kiedy czytalm slowa hazzy,ktore do Lou mowil omg. Jak dobrze ze to się snilo Louisowi,ale pocalunek mogl byc real hahahhaha. Boze gdzie on leci? Acapulco ???? Mhmmm. Jezu fajnie ze rozdzial jest dluzszy fajnie sie go czytalo
OdpowiedzUsuńNie. Nawidze. Ojca. Hazzy.
OdpowiedzUsuńKurde jest chujem jakich mało. Ja... Na takich smutnych odcinkach mam lekką załamię. Harry, jak mogłeś, przyjacielu, ja Ci ufałam, że się zaopiekujesz Lou, a tu BACH
Ja w takiego berka się nie bawię!
o niee. Louis na serio wyjechał :(:(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jakimś cudem znów się tam spotkają...
Szkoda, że nie wspomniałaś jak im się układało przez ten miesiąc. Założyłam, że ze sobą nie gadali.. :(
Wesołych świąt :):)
@nala292
Dziękuję i wzajemnie :)
UsuńHej wpaflam na ten ff przez przypadek i zaczelam czytac i nie moglam przestac..... cudne opowiadanie !!!
OdpowiedzUsuńSmutno mi jak czytalam co mowi Harry :c
Mam nadzieje ze wszystko sie ulozy...
Czekam nq dalszy rozdzial ;)
@andrejjj99
świetny ff nie mogę się doczekać następnego rozdziału, jest po prostu mega !!!!! xoxoxxx
OdpowiedzUsuń@JsJustysia
nareszcie miałam czas by nadrobić kilka rozdziałów. powiem ci, że jestem zaskoczona tym wszystkim. Szkoda, że to wszystko się zepsuło, bo było naprawdę fajnie. Ale zawsze musi tak być, bo bez tego byłoby nudno. Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny rozdział! Jestem ciekawa losów chłopców! xx
OdpowiedzUsuń@dametomlynz
omg ryczę na serio a to z Harrym jeszcze gorzej jej na serio płaczę :c
OdpowiedzUsuńomg czemu wszystko się tak pojebało ;-; @miauczex
OdpowiedzUsuń